Home
Prezentacje
Wspomnienie
Źródła
 
Home
Józef Kaingba - orientalny kapłan w Siemianicach
Oceny: / 58
KiepskiBardzo dobry 
Redaktor: Łukasz Kamiński   
07.12.2010.

 

Józef Kaingba - orientalny kapłan w Siemianicach

 

 

 

(fot. według: Likon Teresa, Niezwykłe losy. Sic fata tuleje Sic erat In fatis...)

 

          Ksiądz Józef Kaingba (około 1900/1901 – 1988) do dziś jest wspominany przez swych dawnych parafian jako niezwykle pogodny i radosny człowiek. Jednak jego losy, zwłaszcza w dzieciństwie, nie były zbyt wesołe.

Przyszły proboszcz przyszedł na świat na Dalekim Wschodzie, w odległej Mandżurii. W 1905 r. w czasie wojny rosyjsko – japońskiej, która odsłoniła słabość carskiej Rosji, walki toczyły się głównie na terenie Mandżurii. Właśnie tam rosyjski oficer w jednej z wiosek pojmał maleńkiego japońskiego chłopca, którego potraktował jako łup wojenny i prezent dla swej żony. Niektóre źródła podają, że ten carski wojak był Kozakiem, co tylko potwierdzałoby jego swawolne zachowanie.

         Oficer powrócił w rodzinne strony, do Krzemieńca Podolskiego. Mały japoński chłopiec przeżywał niezwykle ciężkie chwile. Przede wszystkim bariera językowa uniemożliwia mu wszelkie porozumienie z ludźmi wśród których się znalazł. Smutno szeptał pod nosem niezrozumiałe słowa „Kaing ba”. Jednocześnie chłopiec nie potrafił przyjąć nieznanej mu podolskiej, kresowej kuchni. Dla swych „opiekunów” stał się w końcu ciężarem i znalazł się na krzemienieckich ulicach brudny, wygłodzony, osłabiony i wystraszony. Znalazła go i przygarnęła polska arystokratka, ciotka Antoniego Likona, ojca pani doktor Teresy Likon, lekarki z Sopotu. Zagubione dziecko przygarnięto mimo obaw przed represjami ze strony podejrzliwej, carskiej policji.

Maleńki japoński chłopiec został ochrzczony, nadano mu imię Józef, jako nazwisko przyjęto zwrot który bezustannie powtarzał – Kaing-Ba (dwuczłonowe). Wśród bliskich ludzi, którzy go adoptowali, wyniszczony, zabiedzony Józef zaczął odzyskiwać siły. W metryce adopcyjnej jako datę jego urodzin przyjęto 1901 r. W tym samym roku urodził się Antoni, ojciec Teresy Likon.

Józef razem z Antonim chodził do szkoły, gdzie uczył się czytać i pisać po rosyjsku. Poznał też świetnie język polski, choć można było wyczuć obcy akcent w jego wymowie. Wieczorami chodził do kościoła w Krzemieńcu, gdzie będąc ministrantem, służył do mszy św. Być może już wtedy rodziło się u niego powołanie do kapłaństwa.

Józio Kaing-Ba zaraził się pewną pasją, mianowicie zegarmistrzostwem – kolekcjonerstwem i naprawą. Od swego przybranego ojca zegarmistrza otrzymał pierwszy zegarek. Do końca jego dni była to najcenniejsza pamiątka, którą ze wzruszeniem pokazywał.

Towarzystwo Antoniego i wspólne zabawy oraz przybrana rodzina pozwoliły zatrzeć przykre wspomnienia z wczesnego dzieciństwa. Józio był dzieckiem bardzo pogodnym i grzecznym, wrodzona radość powodowała że był zawsze uśmiechnięty.

Ukończywszy szkołę średnią Józef i Antoni wyjechali do Krakowa na studia na Uniwersytecie Jagiellońskim. Tutaj drogi obu chłopaków nieco się rozeszły, Józio wybrał bowiem teologię a Antoni inny kierunek.

         Dziecięce plany Józefa ziściły się 26 czerwca 1924 r., tego dnia bowiem kardynał Adam książę Sapieha wyświęcił go na kapłana. Po kilkunastu latach, we wrześniu 1939 r. wybuchła wojna. Za wspomnienie Polski w jednym ze swych kazań, ksiądz Kaing-Ba został aresztowany przez gestapo. Postawiono mu zarzut międzynarodowego szpiegostwa. Widocznie Niemcy nie zwracali uwagi na narodowość swego orientalnego więźnia, bowiem Japonia należała do krajów Osi (III Rzesza, Włochy). Młody kapłan został osadzony kolejno w więzieniach: w Kozienicach, Pionkach i w Radomiu. Na krótko wyszedł na wolność, salwował się wówczas ucieczka do Warszawy, gdzie żył dorabiając jako zegarmistrz. Można powiedzieć że szykany gestapo oraz aresztowanie księdza Józefa mogło się skończyć o wiele gorzej. Niezwykle groźna i skuteczna tajna policja niemiecka nie wpadła na trop kryjówki mieszczącej się za piecem w mieszkaniu kapłana, gdzie ukryte było radio i broń pozostałe po klęsce wrześniowej.

Kolejnym przełomem w życiu księdza Józefa było Powstanie Warszawskie. W trakcie ciężkich walk dom, w którym mieszkał, został doszczętnie zrujnowany. Nie spodziewano się, by ktoś przeżył tę katastrofę. Jednak po kilku dniach spod zgliszcz i zwaliska gruzów wyszedł człowiek… Przeżyło dwoje ludzi, ocalał Józef Kaing-Ba i ranna Janina Łepkowska, którą Kaing-Ba wyniósł na rękach. Tak wyglądały wojenne losy wielu Polaków.

Nadszedł upragniony koniec wojny, niestety nie. Niestety totalitaryzm niemiecki został zastąpiony sowieckim. W warunkach stalinowskiej Polski przyznawanie się do narodowości japońskiej i dwuczłonowe nazwisko Kaing-Ba mogło spowodować poważne problemy[1]. Odtąd ksiądz Józef używał jednoczłonowego nazwiska Kaingba i przyznawał się do narodowości chińskiej.

Ksiądz Kaingba po wojnie w 1945 r. został administratorem parafii w Morawinie w dekanacie ostrzeszowskim (gmina Grabów nad Prosną)[2]. Funkcję tę pełnił do 1961 r. Przeglądając forum mieszkańców Bobrownik, należących do parafii Morawin, do dziś część mieszkańców tej miejscowości sądzi niepoprawnie, że ksiądz Kaingba był Koreańczykiem.

Antoni Likon po wojnie wspominał swego towarzysza dziecięcych zabaw. Niestety kontakt zupełnie się urwał. Na początku lat 60. Maria Likon weszła do kościoła św. Andrzeja Boboli w Sopocie. Modląc się usłyszała cichą rozmowę dwóch kobiet, w której jedna z nich relacjonowała drugiej swą wizytę w jednej z parafii w województwie poznańskim, gdzie spowiedzi udzielił jej nietypowy ksiądz – drobny, szczupły Chińczyk. Parafianie mieli o nim mówić „nasz Józio”. Dla Marii Likon te kilka słów wystarczało, by zyskać pewność że trafiła na ślad księdza Kaingby, przybranego brata jej męża. Teresa, córka Antoniego i Marii, wspomina jak wielką radość wywołało odnalezienie jej wuja.

Antoni Likon w krótkim czasie pojechał do Siemianic, gdzie wszedł do kościoła, w którym odprawiała się właśnie msza. Obaj bracia i przyjaciele natychmiast spotkali się wzrokiem i ze wzruszenia zaczęli drżeć. Popłynęły nawet łzy a rozmowom i opowieścią nie było końca.

Kiedy nadszedł czas wizyty księdza Kaingby u rodziny Likonów w Sopocie, młoda Teresa obawiała się odwiedzin nieznanego wuja. Nieśmiałość i obawy rozwiały się, gdy Józef stanął w drzwiach i krzyknął: „Teresa, ty krowo stara, chodź w moje ramiona”. Wizyta trwała dwa tygodnie i obfitowała w rozmowy, wspomnienia i ogromną radość ze wzajemnego przebywania.  

W Siemianicach ksiądz Kaingba był bardzo lubiany przez mieszkańców. Kontynuował swoje pasje zegarmistrzowskie, kolekcjonując zegary i naprawiając je swoim parafianom. Mimo dolegliwości i choroby jelit kapłan zachowywał wielką pogodę ducha. Do dziś jest wspominany wśród swych niegdysiejszych parafian. Teresa Likon podaje kilka relacji mieszkańców Siemianic. Anna Kotowska pamięta dawnego proboszcza jako wielkiego patriotę. Wspomina, że nieraz ironizował istniejący układ polityczny. Podczas jednego ze swych kazań o szczęściu, powiedział: „Ostatnio pewna pani opowiadała mi, że dla niej szczytem szczęścia była wizyta w Moskwie i oglądanie zmumifikowanych szczątków niejakiego pana L”. Innym razem, mówiąc o upadku Sodomy i Gomory, dodał, że po ulicach tych miast chodzili chuligani i czerwonoarmiści. Mimo że czasy stalinowskie bezpowrotnie minęły, to za te słowa mogły spowodować kłopoty.   

Poza pasją zegarmistrzowską księdza Kaingbę w wolnych chwilach pochłaniała hodowla róż pod plebania. Jego ukochanym towarzyszem był jamnik Czaruś. Józef Nawrot wspomina jak ministranci trzymali pieska, by przyciąć mu pazurki i spiłować zęby. Ksiądz razem z pieskiem odbywali wiele spacerów. 

Emerytowany ksiądz Józef Kaingba zamieszkał 20 czerwca 1979 r. w Poznaniu na osiedlu Plewiska, w parafii św. Jadwigi Śląskiej. Po pięciu latach, 24 czerwca 1984 r. obchodził uroczystość 60-lecia swego kapłaństwa. Wycieńczony przez choroby, zmarł w Poznaniu 29 września 1988 r. Spoczął na cmentarzu Junikowskim. 

 

(źródło Likon Teresa, Niezwykłe losy. Sic fata tuleje Sic erat In fatis...)

 

Ksiądz Józef Kaingba i Antoni Likon, Siemianice 1961 r.

(źródło Likon Teresa, Niezwykłe losy. Sic fata tuleje Sic erat In fatis...)

 

Ksiądz Kaingba z ukochanym jamnikiem Czarusiem (z archiwum Anny Kotowskiej)

 (źródło  http://bobrownikinadprosna.pl/forum/viewtopic.php?t=50 

 

 

 (źródło  http://bobrownikinadprosna.pl/forum/viewtopic.php?t=50 

 

 

 (źródło  http://bobrownikinadprosna.pl/forum/viewtopic.php?t=50 

 

 

 (źródło  http://bobrownikinadprosna.pl/forum/viewtopic.php?t=50 )

 

 

 (źródło  http://bobrownikinadprosna.pl/forum/viewtopic.php?t=50 

 

 

 (źródło  http://bobrownikinadprosna.pl/forum/viewtopic.php?t=50 

 

 

 (źródło  http://bobrownikinadprosna.pl/forum/viewtopic.php?t=50 

 

(źródło http://commons.wikimedia.org/wiki/File:Ko%C5%9Bci%C3%B3%C5%82_Morawin.jpg)

 

 

Bibliografia

Likon Teresa, Niezwykłe losy. Sic fata tuleje Sic erat In fatis, [w:] „Gazeta AMG. Miesięcznik Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego”, nr 6 (222), rok 19, czerwiec 2009, s.33.

 

Nawrot Edward, Dekanat ostrzeszowski 1821 – 1945, Poznań 2001.

 

http://jadwigaslaska.pl/duszpasterze - strona parafii rzymskokatolickiej pw. św. Jadwigi Śląskiej w Poznaniu;

 

http://www.wtg-gniazdo.org/ksieza/ - Wielkopolscy księża od XVIII do XX wieku;

 

Jakimowicz Marcin, Porwany za młodu, „Gość Niedzielny”, nr 25/2006.

 

 XI - XII 2010



[1] Japonia przez Związek Radziecki i pozostałe kraje bloku komunistyczno – socjalistycznego zaliczana była do wrogich państw kapitalistycznych.

[2] Parafia Morawin powstała w 1928 r., początkowo posiadała jedynie tymczasowa kaplicę, poświęconą w 1921 r. W latach 1938-1939 budowano tutaj kościół Narodzenia NMP. Wybuch wojny przerwał prace wykończeniowe w jego wnętrzu. Do parafii należą następujące miejscowości: Bobrowniki, Starypan, Plugawice, Mieleszówka, Oświęcim, Skaryszew oraz Wygoda Plugawska.